niedziela, 13 listopada 2016

Bo ja jestem katoliczką...

Tak zwani zagorzali katolicy zatruwają powietrze.

- Ja jestem katoliczką - powiedziała kiedyś eks mojego męża. Tak jakby te słowa miały usprawiedliwić i wytłumaczyć jej wszystkie winy. Jakby dzięki temu była kimś lepszym niż jest w rzeczywistości.
- I co z tego ?! - chciałoby się odpowiedzieć...

Katolicyzm dzisiaj to już nie wartość, a niedługo stanie się antywartością. Zagorzali katolicy nie stosują się na co dzień do praw boskich, nie kochają bliźniego jak siebie samego.

Zawiszczą,  zazdroszczą, pysznią się i oskarżają wzajemnie. Nie ma bezinteresownej pomocy bliźniemu. Nie ma radości, że komuś się układa. Liczy się tylko pieniądz i dobro osobiste. Nie ma empatii, współczucia, zrozumienia.

W przekonaniu zagorzałych katolików można porzucić męża/żonę, znęcać się psychicznie nad dziećmi, cudzołożyć, złorzeczyć, stosować przemoc fizyczną i psychiczną, pić, imprezować, rzucać fałszywe oskarżenia byleby tylko w niedzielę się wystroić i pójść do kościoła tak, żeby ludzie widzieli.

I nawet nie ważne, że w tym kościele się wcale nie modlą, tylko oglądają na innych, żeby było o czym rozmawiać przy niedzielnym obiedzie - bo ten był z tą, a ta ma nową fryzurę, a tamten nie poszedł do komunii, a jego żona miała nowy płaszcz.

I nie ważne przykazania i nauki biblijne o wybaczaniu, o miłości, o sprawiedliwości o szacunku. Najważniejsze jest się pokazać. Oni znają swoją "inną prawdę", a wszystko, co robią jest najlepsze, oni są bowiem KATOLIKAMI.

Z reguły jedyne przykazanie jakiemu hołdują to "Czcij ojca swego i matkę swoją", ale żona/mąż, dzieci, teściowie to już nie rodzina. Hołdują temu przykazaniu, bo przez rodziców religia stała się dla nich nawykiem. Nie zastanawiają się nad tym czy żyją zgodnie z nauką kościoła, bo to nieistotne.

Najważniejsze jest pokazanie się w kościele. A po kościele można śmiało napluć na żonę czy zaszantażować męża, albo poznęcać się psychicznie czy fizycznie nad dziećmi. W końcu: Wolnoć Tomku w swoim domku. A przecież cała wieś widzi jaka z niej/niego miła, bogobojna istota, jak się modli, jak chodzi do kościoła. Przecież potem taka wiejska Jadzia powie "No ta to taka kulturalna, co niedziela jest w kościele ładnie ubrana."

Najgorsze jest to, że to się przenosi z pokolenia na pokolenie. Ich dzieci widzą, że w naszym kraju można być katem, byle tylko nasze ofiary były za słabe i zbyt zastraszone, by się sprzeciwić.

Uczą się też, że nie liczy się już nic oprócz pieniędzy. Nawet na papieża mówią już, że opętał go szatan, bo śmiał powiedzieć, że księża nie powinni brać pieniędzy za sakramenty. A przecież do tej pory tak było dobrze... (za pieniądze nawet rozwodnik mógł ochrzcić dziecko na sumie,  natomiast bez pieniędzy nie można było pochować biedaka)

Pieniążki, pieniążki z rączki do rączki, z banku na czek. A niech to!
Pieniądz, to dopiero temat, nawet sam Mesjasz był na sprzedaż,
Śpiewał niegdyś  Czyżykiewicz, co okazało się kwintesencją naszych czasów.

No cóż wygląda na to, że zagorzali katolicy są świętsi od papieża.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz